Największe błędy gospodarki pasiecznej w kontekście populacyjnego zdrowia pszczół - cz. 2

Artykuł ukazał się w kilku częściach w miesięczniku "Pszczelarstwo".

część 1 - 08/2023
część 2 - 09/2023

Za postępujący spadek kondycji pszczół miodnych w dużej części odpowiadają pszczelarze, a przede wszystkim ich stałe interwencje wstrzymujące naturalne procesy koadaptacji różnych organizmów. Większość błędów można byłoby łatwo wyeliminować, przyjmując za priorytet zdrowie populacyjne pszczół.

Dezynfekcja środowiska życia pszczół

Stałe poddawanie środowiska życia pszczół dezynfekcji i/lub sterylizacji nazywa się nierzadko „higienizacją sprzętu” czy „higieną w pasiece”. Moim zdaniem nie ma to nic wspólnego z higieną, a długofalowo zabiegi są bardzo szkodliwe. Pszczoły mają własne zasady higieny, jeśli mogą je praktykować (np. dziko żyjące populacje) po prostu to robią: czyszczą gniazdo na miarę potrzeb, pokrywają otoczenie propolisem, przejawiają cechy higieniczne (usuwają porażone poczwarki, roztocza Varroa itp.). Bakterie i grzyby, które od zawsze współistniały z pszczołami, są im po prostu potrzebne do zachowania zdrowia. Wśród wielu tysięcy gatunków bakterii i grzybów jest zaledwie garstka mikroorganizmów dla pszczół szkodliwych. Mogą być bardzo niebezpieczne. Nie są jednak bardzo groźne tam, gdzie pszczoły miodne tworzą zdrowe populacje, ale tam, gdzie stale przeciwdziała się wykształcaniu adaptacji do środowiska, odporności na najgroźniejsze choroby (w tym warrozę), nieustannie prowadzi tzw. higienizację... po czym nagle jej zaprzestaje. Wówczas rozwijają się choroby bakteryjne i grzybicze, tym zjadliwsze, im bardziej zapamiętale z nimi walczono. Choroby grzybicze czy nawet zgnilec nie są groźne dla populacji pszczół dziko żyjących (owszem, mogą być groźne dla pojedynczych rodzin tworzących populację), są natomiast wyjątkowo niebezpieczne dla pszczół żyjących w pasiekach poddanych reżimowi intensywnej gospodarki pasiecznej [I. Fries i in., 2006].

Rozumiem potrzebę wykonywania dezynfekcji i/lub sterylizacji ula i sprzętu pasiecznego, jeśli w siedlisku rozwinęła się bardzo zaraźliwa choroba bakteryjna, np. zgnilec amerykański lub europejski. Nie uważam, żeby któraś z tych chorób była problemem biologicznym, ale rozumiem, że w warunkach, w jakich przyszło nam dziś prowadzić pasieki (czyli niesłużących wypracowywaniu zdrowia populacyjnego pszczół miodnych) może być problemem gospodarczym. Przy działalności pasiecznej opartej na pszczołach nieodpornych na choroby i wysokiej gęstości populacji, epidemia może rozwinąć się bardzo szybko. Zupełnie nie jestem w stanie zrozumieć decyzji o dezynfekcji dennic, powałek, korpusów itp. pszczół żyjących oraz przesiedlania ich do wyjałowionych uli, jeśli nie ma wyraźnych objawów chorób. A może inaczej: jestem w stanie to zrozumieć pod tym warunkiem, że założeniem pszczelarza jest praca z całkowicie nieodpornymi owadami, niezwracanie uwagi na ich zdrowie populacyjne. Wówczas te działania nabierają sensu – są bowiem spójne z przyjętym kierunkiem chowu i hodowli pszczół.

Co istotne, większość wirusów (czy ogólnie: patogenów) odpowiadających za duży procent śmiertelności rodzin pszczelich nie jest zagrożeniem dlatego, że są obecne na ściankach ula, dennicy czy woskowym plastrze. Groźne stają się wówczas, gdy zostaną połączone z wektorem, jakim jest dręcz pszczeli. Dla poszczególnych pszczół (a w efekcie rodziny pszczelej) wirusy są największym zagrożeniem, jeśli dostaną się do tkanek wewnętrznych (podczas żerowania), a nie w momencie kontaktu z powłoką ich ciała, bo ta skutecznie broni je przed mikrobami. Wyjątkiem mogłyby być spory wywołujące nosemozę (one nie potrzebują wektora, aby zagrozić zdrowiu rodziny), ale ta dolegliwość także dość szybko przestałaby być realnym problemem dla pszczół, jeśli zaczęlibyśmy się kierować zasadami zdrowia populacyjnego i budować w ulach zdrowe ekosystemy bakteryjno-grzybicze.

Rozwiązaniem problemu jest odstąpienie od sterylizacji (tzw. zabiegów higienicznych) w siedlisku pszczół żywych (tylko tyle i aż tyle), a w przypadku pszczół osypanych wykonywanie zabiegów tylko w przypadku wystąpienia w ulu groźnej i wysoce zaraźliwej choroby bakteryjnej. Bardzo ważna jest też praca z lokalnie przystosowaną populacją pszczół.

Usuwanie cech potrzebnych dla zachowania zdrowia populacyjnego podczas doboru hodowlanego

Przyznam, że od lat nie interesuje mnie praca polskich hodowców nad pszczołami wykorzystywanymi w gospodarce pasiecznej (w związku z tym mam nadzieję, że to co napiszę poniżej nie jest już aktualne, choć pewno nie w każdym przypadku). Lata temu próbowałem poznać metody i motywację hodowców (lub tzw. powielaczy), z niektórymi podejmowałem dyskusje w mediach społecznościowych. Po jakimś czasie przestałem to robić, uznając, że wykonują bardzo dobrą pracę z punktu widzenia poprawy cech gospodarczych pszczół, nierzadko jednak wiele złego z punktu widzenia zdrowia populacyjnego. Oprócz sprowadzania coraz to nowego materiału genetycznego czy tworzenia w swych populacjach balansu cech, który wyklucza zdolności pszczół do samodzielnego radzenia sobie z problemami (zwłaszcza w świecie zdominowanym przez dręcza), w niektórych przypadkach podejmowano selekcję przeciwko cechom, od których właśnie zależy zdrowie pszczół. Poniżej wymienię tylko kilka z nich, ale uważam, że selekcja pszczół w hodowli jest – a na pewno była - po prostu niezrównoważona.

Po pierwsze stale trwa selekcja pszczół, które wraz z pojawieniem się pierwszych pożytków są wyjątkowo silne i gotowe do zbierania miodu towarowego. Najczęściej oznacza to, że matki zaczynają czerwić już wtedy, gdy powinna trwać zimowla. Przede wszystkim skutkuje to dłuższym okresem lęgowym dla dręcza pszczelego. Mniejszymi problemami mogą być przypadki zaziębienia czerwiu, jeśli w czasie przedwiośnia powrócą chłody, a nawet – w skrajnych sytuacjach - śmierć głodowa pszczół. Jeszcze innym problemem jest to, że cechę próbuje się uzyskać, sprowadzając obce podgatunki z południa.

Po drugie przez dziesięciolecia trwał dobór hodowlany pszczół, które propolisowały możliwie oszczędnie. Dziś badań dotyczących znaczenia propolisu dla zdrowia pszczół jest coraz więcej. Okazuje się, że propolis może być naturalnym pestycydem (akarycydem) i sprzyjać zmniejszeniu sukcesu reprodukcyjnego dręcza (!) [M. Pusceddu i in., 2021]. Mam nadzieję (sądzę jednak, że płonną), że dziś w toku doboru hodowlanego wybiera się te pszczoły, które propolisują najwięcej. Po trzecie bardzo długo trwała selekcja pszczół na tzw. zwarty wzór czerwiu. Oznacza to ni mniej ni więcej, że dobór hodowlany pszczół wymierzony był przeciwko zachowaniom higienicznym (tj. w zdolność pszczół do walczenia z chorobami czerwiu czy warrozą). Na ile cecha ta jest rugowana z genomu pszczół dziś - trudno powiedzieć.

Rozwiązaniem problemu jest powrót do zasad selekcji naturalnej w toku hodowli (rzecz jasna przez pierwsze lata czy dziesięciolecie można poprzedzić to np. selekcją odporności na warrozę na podstawie kryterium selekcyjnego porażenia dręczem). Uważam, że każdy hodowca powinien stosować zasady doboru naturalnego. Tylko w taki sposób możemy weryfikować, jak daleko jesteśmy w stanie posunąć się w selekcji, zanim zaburzymy mechanizmy zdrowia populacyjnego pszczół. Jeśli jedna cecha rozwinęłaby się nadmiernie, co skutkowałoby upośledzeniem innych potrzebnych zdolności/cech pszczół, to selekcja naturalna wyeliminowałaby rodzinę z procesu doboru hodowlanego (np. jeśli zbyt silne rodziny miałyby zbyt wysokie porażenie dręczem czy rodziny zbyt mało propolisujące cierpiałyby częściej na choroby bakteryjne i grzybicze).

Wykorzystywanie metod gospodarki pasiecznej upośledzających zdrowie rodzin pszczelich

Nie jest dziwne, że niektóre metody chowu również wpływają na zdrowie pszczół. Moim zdaniem jednak raczej odbijają się na zdrowiu poszczególnych rodzin niż na zdrowiu populacyjnym. Choć, nie są to stany tożsame, to jednak w pewnym stopniu od siebie zależne.

Profesor Seeley tworząc koncepcję pszczelarstwa darwinistycznego, zwrócił uwagę na wiele różnic dotyczących sposobu życia zdrowych populacji pszczół (żyjących dziko, bez dozoru pszczelarzy) w porównaniu z pszczołami w pasiekach poddanymi reżimowi gospodarki intensywnej („Pszczelarstwo” 2019, 7-10). Stosując się do tych zasad, zdecydowanie moglibyśmy poprawić zdrowie poszczególnych rodzin pszczelich, problem tkwi jednak w tym, że niektóre reguły pszczelarstwa darwinistycznego stoją w pewnej kontrze do pszczelarstwa wydajnego, co od razu skreśla tę metodę u wszystkich pszczelarzy zawodowych i pół-zawodowych (w odróżnieniu od wszystkich poprzednio opisywanych błędów gospodarki w kontekście zdrowia pszczół, gdyż te – moim zdaniem - dają się w pełni pogodzić z prowadzeniem wydajnego pszczelarstwa).

Jeśli porównamy regiony, w których uprawia się pszczelarstwo oparte na zdrowej populacji pszczół (np. niektóre lokalizacje w USA, Wyspy Brytyjskie, część Skandynawii) z regionami, gdzie pszczoły w większości nie tworzą zdrowych populacji (niektóre lokalizacje w USA, znacząca część Europy kontynentalnej), to dojdziemy do wniosku, że tzw. przyjazne pszczołom metody uprawiania gospodarki pasiecznej wcale nie są – lub być nie muszą - kluczowe dla zachowania zdrowia pszczół i ich przetrwania. Albo inaczej: inne okoliczności są istotniejsze niż to, w jakich ulach trzymamy pszczoły czy jak często i intensywnie ingerujemy w ich życie (np. przeglądami, zabiegami przeciwrójkowymi, gospodarką wędrowną itp.). Bartnicy ze Szwajcarii czy Niemiec nierzadko narzekają na blisko stuprocentową śmiertelność pszczół w niedoglądanych siedliskach, podczas gdy na Wyspach Brytyjskich, gdzie populacja pszczół cechuje się wyjątkowym zdrowiem (na tle innych krajów Europy), możliwe jest prowadzenie pszczelarstwa praktycznie nieróżniącego się od opisywanego w podręcznikach do intensywnej gospodarki pasiecznej: w niektórych regionach dzieje się to bez zauważalnych szkód dla zdrowia owadów. Grupa pszczelarzy współpracująca w selekcji pszczół niedaleko Hallsberg w Szwecji (obszar selekcyjny pszczoły Elgon zorganizowany przez Erika Österlunda) po 12-13 latach selekcji zaprzestała zwalczania dręcza w zdecydowanej większości swoich rodzin pszczelich (ich populacja to co najmniej 700– 800 rodzin), choć te trzymane są w obszernych ulach, często jednościennych i niedocieplonych, w wydajnej gospodarce, w której powstrzymuje się rojenie i podejmuje selekcję na produktywne i łagodne pszczoły itp.

Rozwiązaniem problemu byłoby możliwe najszersze wdrożenie zasad tzw. chowu przyjaznego pszczołom. Nic nie stoi na przeszkodzie, żeby wykorzystywać ule z chropowatymi ścianami (stymulującymi propolisowanie), niezależnie od tego, czy pszczoły zajmują ul mniejszy, czy większy i ile mamy uli. Starajmy się rozstawiać ule na pasieczyskach w możliwie dużym oddaleniu od siebie, z wylotkami zwróconymi w różne strony (aby zapobiegać błądzeniu). Na czas pracy nad lokalną adaptacją (ok. 10 lat przy zachowaniu wspomnianych założeń) warto byłoby ograniczyć wędrówki z pszczołami (pod względem częstotliwości i odległości, na które przewozimy pszczoły, rezygnując z wędrówek w późnym okresie sezonu, np. na wrzos czy nawłoć, bo sprzyjają wysokiej transmisji poziomej dręcza i patogenów w wyniku rabunków i błądzenia, a nadto zwiększają stres rodziny pszczelej bezpośrednio przed najtrudniejszym dla nich okresem - zimowlą).

Czas na zmianę myślenia

Koniec cz. 2

część 1 - 08/2023
część 2 - 09/2023

Bartłomiej Maleta, wrzesień 2023