Pszczelarska (R)ewolucja – Program Ochrony Gatunku

Torben Schiffer,

tekst w języku angielskim został opublikowany w 12 numerze kwartalnika „Natural Bee Husbandary” wydawanego przez Natural Beekeeping Trust (sierpień 2019).

część 1

Nauczyłem się konwencjonalnego pszczelarstwa w 2006 roku od swojego dziadka. Byłem wtedy studentem biologii na Uniwersytecie w Hamburgu. Pierwsze przebudzenie nastąpiło, gdy leczyłem pszczoły przeciwko warrozie i na dennicy znalazłem setki czułek. To była odpowiedź pszczół na zalecane leczenie: samookaleczenie.

Romy i ja w instytucie badawczym w Aura an der Saale. Symulowana dziupla, czyli "Drzewo Schiffera", ustawiona jest na wadze pasiecznej, aby monitorować zmiany wagi przez czas zimowli. Na zdjęciu Romy przekazuje pszczołom w darze bukiet kwiatów, wiedząc, że nie mają zapasów. Ważyły wówczas 900 gramów i urosły do 5,9 kilograma przez 4 tygodnie. Można monitorować rodzinę na żywo na Youtube:
https://www.youtube.com/watch?v=k5ui7wej8gA (wylotek)
oraz:
https://www.youtube.com/watch?v=-mUqA6yJU8U (kamera termowizyjna).

Właśnie to doświadczenie było punktem zwrotnym i skłoniło mnie do podjęcia poszukiwań lepszych metod chowu pszczół. Poprzez moje eksperymenty z zaleszczotkami zostałem ukierunkowany na badanie warunków klimatycznych nowoczesnego ula. Miałem szczęście, bo prof. Jürgen Tautz poprosił mnie o przeprowadzenie badań porównawczych warunków klimatycznych dziupli i nowoczesnych uli, a także ich wpływu na zdrowie pszczół. Zgromadziliśmy olbrzymią ilość danych, które doprowadziły nas do wniosku, że nowoczesne ule nie zapewniają środowiska właściwego dla potrzeb gatunku pszczoły miodnej. A to wpływa na stan zdrowia pszczół. Do dalszych wysiłków zachęciło mnie odnalezienie wielu dziko żyjących rodzin pszczelich na terenie Niemiec. Stało się to moją pasją. Wierzę, że takie rodziny mogą nas wiele nauczyć. Wszystko, co musimy zrobić, to szczerze otworzyć się na płynącą od nich wiedzę w każdym możliwym aspekcie. Już dziś możemy stwierdzić, że wszystkie obecne problemy pszczół wywołane zostały przez człowieka.

W ostatnich latach często byłem obiektem krytyki. Działo się tak dlatego, że sam bardzo krytycznie i wprost mówię o moich odkryciach dotyczących wpływu metod nowoczesnego pszczelarstwa na biologię pszczół. Ale ja nie wykonuję moich badań, aby się komuś przypodobać! Przeprowadzam je, gdyż chcę zachować ekosystem, którego jesteśmy częścią, dla przyszłych pokoleń. Zwłaszcza dla mojej czteroletniej córki, która już przedstawia się innym jako badacz pszczół – prawdopodobnie najmłodszy w historii...

Jest dla mnie oczywistym, że jeżeli nie powstaną ruchy przeciwdziałające obecnemu trendowi, nowoczesne pszczelarstwo przyczyni się do zguby pszczół miodnych. Nie dlatego, że pszczelarze są złośliwi lub działają w złej wierze, ale dlatego, że większość z nich nie rozumie efektu jakie wywołują ich działania.

Naukowcy przy pracy! Romy (4 lata) odkryła rój, który wprowadził się do dziupli o rzut kamieniem od naszego domu i pokazuje mi go (prowadzenie badań naukowych stało się bardzo wygodne, kiedyś musiałem dojeżdżać nawet kilkaset mil do pierwszych zasiedlonych dziupli, które zostały mi pokazane).

Romy, krótko po swoich trzecich urodzinach, ofiaruje rośliny dla roju, który właśnie został osadzony w kószce.

Sto lat temu, selekcja oraz całe pszczelarstwo, nie powodowały zagrożenia dla gatunku pszczoły miodnej, bo tylko względnie niewielka część całej puli genetycznej była kontrolowana przez ludzi, a większość była poddana zasadom doboru naturalnego. Dziś proporcje się odwróciły. Kluczowy gatunek, który w zasadzie na swoich skrzydłach podtrzymuje cały ekosystem, znajduje się na łasce pszczelarzy. Niektórzy z nich świadomie wykorzystują go dla własnych zysków, inni dali się złapać w pułapki nowoczesnego pszczelarstwa, ze wszystkimi jego skutkami ubocznymi.

Zajęło mi właściwie całą dekadę, w czasie której prowadziłem moje badania, aby zrozumieć w jakiej opłakanej sytuacji znajdują się pszczoły z powodu warunków ich chowu. Nawet jeżeli większość pszczelarzy ma jak najlepsze intencje i idealistyczne motywacje, aby zajmować się pszczelarstwem, pozostają oni ślepi na wszystko czego ich nie nauczono. To prowadzi do wielu wypaczeń, błędnych wniosków i wątpliwej jakości działań.

Pszczoła przenosi skroploną wodę na swoim grzbiecie. Thomas Seeley wspominał, że pszczoły bywają bardzo spragnione w czasie zimowli i są zmuszane do wylatywania z gniazda, aby zebrać wodę, czasem nawet wprost ze śniegu. To jednak jest dużym zagrożeniem dla pszczół, które mogą zamarznąć i umrzeć. Najwidoczniej to nie stanowi problemu w dziuplach dębowych.

Nowoczesne pszczelarstwo oparte jest na stałych interwencjach

Nowoczesne pszczelarstwo opiera się na tworzeniu jak najdogodniejszych warunków do łatwych interwencji, czy wstrzymywania lub zabezpieczania się przed „niechcianymi” zachowaniami pszczół. Wszystko zaczyna się od uli. Najczęściej są to nieocieplane, cienkościenne konstrukcje, wykorzystujące ramki z plastrami. Gospodarka z wykorzystaniem ramek ogranicza pszczoły na szereg różnych sposobów, jak na przykład utrudnia komunikację, która jest oparta na wibracjach, czy ogranicza swobodę zabudowy, która mogłaby wpłynąć na zmniejszenie strat ciepła, co znów mogłoby się przyczynić do poprawy warunków klimatycznych niedoskonałych siedlisk. Ramki powodują wręcz utratę ciepła poprzez wykorzystywane odległości. Ciepło, wytworzone przez pszczoły, unosi się wraz ze strumieniem powietrza, roznosi się w obszernym ulu i tracone jest przez cienkie ścianki. W dziupli natomiast podgrzane powietrze uwięzione jest w przestrzeniach pomiędzy plastrami, a grube ściany siedliska zapobiegają dużym stratom ciepła. U pszczół żyjących w korpusach, w których ustawione są ramki, dochodzi więc do wymuszenia przyspieszenia metabolizmu. Pomimo podejmowania dodatkowych wysiłków, pszczoły i tak nie są w stanie ustabilizować warunków klimatycznych w takim siedlisku. Mogłyby to zrobić, gdyby żyły w warunkach odpowiadających ich potrzebom gatunkowym. To wszystko prowadzi do wielu negatywnych skutków ubocznych, takich choćby jak utrata sterylnej atmosfery, która występuje w dziuplach.

Skroploną wodę w dużych ilościach można znaleźć na ścianach dziupli, bezpośrednio na warstwie propolisu. Pobrane próbki tej wody okazały się mieć właściwości antybiotyczne. Pszczoły pobierają tą wodę, która jest efektem trawienia cukrów. Praktycznie więc spijają lek własnej produkcji. Przed czasem naszych badań, wydawało nam się, że taka wilgoć zawsze jest dla pszczół szkodliwa, gdyż pleśnie rozwijają się na plastrach gdy wilgotność przekracza 80%. Okazało się jednak, że ta biologiczna prawidłowość jest odwrócona w warunkach naturalnych, a dodatkowa woda przynosi pszczołom korzyści.

Plaster z miodem w dziupli dębowej w lutym pokryty jest kroplami wody. Nawet po kilku miesiącach plastry te wyglądają, jakby były wybudowane dopiero co. Próbki tego plastra okazały się zupełnie sterylne.

Jest wiele źródeł historycznych, które opisują w sposób bardzo przekonujący jak szybko roznosiły się choroby po wprowadzeniu ramek do gospodarki pasiecznej. Dziś ramki stały się standardem. Ten oczywisty negatywny wpływ był ignorowany gdyż ta nowa alternatywa przyczyniła się do łatwości obsługi rodzin pszczelich. Dziś nie kwestionuje się obecności ramek w gospodarce pasiecznej. Źródła historyczne, które trafnie wskazywały na problem, zostały zapomniane. Jeden z tekstów jaki chciałbym tu przywołać to „Nestduftwärmebindung” z 1946 roku, autorstwa Johana Thür (opisowo: Panujące w ulu ciepło i zapach). Gorąco polecam każdemu zapoznanie się z nim. Autor opisał działającą jak antybiotyk atmosferę naturalnego gniazda, którą można było stwierdzić też w kószkach. Tłumaczenie tekstu na angielski można znaleźć na tej stronie: https://www.naturalbeekeepingtrust.org/nest-scent-warmth.

Gdy używałem endoskopu wysokiej rozdzielczości w czasie badań pszczół zimujących w dziupli wielkiego dębu, natknąłem się na zadziwiające zbiegi okoliczności. Z prowadzonych pomiarów wiedziałem, że dziuple w dębach bywają nadzwyczaj wilgotne, co spowodowane jest strukturą drewna. Ale tak naprawdę trudno mi było uwierzyć jak wysoka jest ta wilgotność. Stwierdziłem ze zdjęć, że duże ilości wody znajdują się nie tylko na ścianach dziupli, ale także na białych plastrach z zapasami pokarmu oraz na samych pszczołach.

Dwie szalki Petriego zostały ustawione z tą samą pożywką i zaszczepione pleśnią. Ta z lewej była pozostawiona sama sobie, podczas gdy tą z prawej polewano wodą, która miała kontakt z propolisem tylko przez 15 minut. Po 24 godzinach w inkubatorze obydwie próbki znacząco się różniły, co dowodziło temu, że woda rozpuszcza substancje antybiotyczne z propolisu.

Zadziwiające było to, że nie stwierdziłem żadnych oznak obecności organizmów patogennych, takich jak pleśń, które szybko rozwijają się w ulach z powodu kondensacji. Wydawałoby się, że mają tam one idealne warunki do rozwoju. Dalsze badania potwierdziły obserwacje Thür'a i ujawniły kilka spraw, nad którymi nikt wcześniej się nie pochylał, takich jak obieg wody w dziuplach. W czasie trawienia miodu pszczoły produkują dużo pary wodnej. Ta z kolei skrapla się na ściankach dziupli pokrytych propolisem i rozpuszcza niektóre substancje o działaniu antybiotycznym. Pszczoły pobierają tą wodę i w efekcie piją lekarstwo. Co więcej nawet atmosfera siedliska wydaje się mieć efekt sterylizujący, na co, jak się wydaje, uzyskaliśmy dowód w czasie badań. Gdy umieściliśmy w dziuplach zainfekowane pleśniami pożywki hodowlane nie uzyskaliśmy na nich wzrostu patogenu. Dokładnie wypropolisowane ściany dziupli najwidoczniej uwalniają substancje antybiotyczne. Wydaje się, że ten mechanizm funkcjonuje właściwie w temperaturze powyżej 10 stopni Celsjusza. W temperaturze niższej pleśń namnaża się powoli. Niższa temperatura wydaje się być więc tym czynnikiem, który powstrzymuje opisywany efekt sterylizujący w ulu korpusowym. Takie bowiem ule zawsze mają miejsca, które są zimniejsze – na przykład w rogach. Poza tym nasze ule najczęściej mają gładkie ściany, co w ogóle sprawia, że nie są wypropolisowane przez pszczoły. Możemy więc wysnuć wniosek, że cały system uwalniania substancji antybiotycznych, który utrzymywał pszczoły w zdrowiu przez miliony lat, nie działa w nowoczesnych ulach.

Obrazy termalne. Z lewej: pień dębowy; w środku: kószka; z prawej: zwykły ul drewniany. Zdjęcia były zrobione w czerwcu 2019 roku. Straty ciepła na powierzchni ula drewnianego są oczywiste. Wszystkie te świecące miejsca muszą być zbilansowane przez zbieraczki. Kószka i pień świecą tylko na wylotku (kószka ma wylotek na dole). Wydajność energetyczna pnia i kószki pozwala na wykonywanie milionów godzin naturalnych zachowań. W tym czasie pszczoły z ula drewnianego muszą latać, aby skompensować straty ciepła.

Johann Thür podawał także, że choroby takie jak nosema i zgnilec amerykański pszczół zaczęły się szybko rozpowszechniać wraz z upowszechnieniem gospodarki z użyciem ramek. Biorąc pod uwagę wszystkie zgromadzone dane i informacje, wydaje się dość prawdopodobne, że powszechne występowanie chorób w praktyce nowoczesnego pszczelarstwa jest niczym innym, jak efektem ubocznym sposobu chowu pszczół. Dodać trzeba, że nie zanotowano żadnego przypadku tak szybko roznoszących się epidemii wśród pszczół żyjących dziko w lesie lub trzymanych w warunkach zbliżonych do naturalnych, na przykład w kószkach.

Zauważyć trzeba, że niektórzy hodowcy, próbują selekcjonować pszczoły, które mniej propolisują, bo kit zlepia im palce. To całkowite pozbawianie pszczół mechanizmów odpornościowych, a przy okazji dobry przykład ludzkiej krótkowzroczności. Pszczelarze z reguły cieszą się gdy widzą duże loty przed ulami. W ich rozumieniu oznacza to, że rodziny są silne, a pszczoły pilnie pracują. Ale gdy te ule stoją obok rodzin w dziuplach, albo innych, prowadzonych w sposób bardziej zbliżony do naturalnego cyklu życiowego pszczół, uderza to, że jedynie pszczoły z tych pierwszych latają, gdy jest zimno lub deszczowo. Inne w tym czasie pozostają w środku. Bliższe spojrzenie przy użyciu kamery termowizyjnej rozwiązuje tą zagadkę. Straty ciepła w ulu jednościennym są ogromne. To zmusza pszczoły do szukania „paliwa”, w postaci nektaru, dosłownie w każdych warunkach. Wniosek jest więc taki, że pszczoły po prostu przejawiają zachowania kompensacyjne w tej awaryjnej dla nich sytuacji.

Wykonanie szorstkich powierzchni wewnątrz uli włączy instynkt pszczół związany z potrzebą propolisowania powierzchni, podobnie jak ściany dziupli. Otwarte włókna drzewne prowokują pszczoły do tych zachowań. Gorąco polecam to każdemu, kto trzyma pszczoły w ulach korpusowych.
Uwaga: w rogach korpusu umieszczone są trójkątne deski, które niwelują mostki termiczne i kondensację, która najczęściej ma tam miejsce.
Korpus ula Warre: Francois Godet

Wydaje się wiarygodnym założenie, że z powodu przyspieszenia metabolizmu, spowodowanego utratą ciepła w zbyt obszernym nowoczesnym ulu ramkowym, skraca się długość życia pszczół, co zwłaszcza dotyczy zbieraczek, przejawiających zwiększoną aktywność. To znów musi być równoważone przez zwiększony wychów czerwiu. W efekcie nawet matki „zużywają się” szybciej, a populacja roztoczy rośnie gwałtowniej. Ten problem staje się tym większy im bardziej powiększamy objętość ula (najczęściej pod postacią nakładanych na wierzch nadstawek) oraz zapobiegamy rojeniu. To częste przypadki w nowoczesnym pszczelarstwie, które działają na szkodę pszczół.

Skutki opisywanych czynników mają bardzo silny wpływ na zachowania pszczół i stopień porażenia dręczem pszczelim (Varroa destructor). Czerw z przeciętnego ula mógłby wypełnić trzy dziuple, odpowiadające potrzebom pszczół, przy czym nie pozostałoby już w tych siedliskach ani trochę miejsca na składanie pokarmu! Ogromne gniazda, tak pożądane przez pszczelarzy, sprzyjają równie ogromnemu porażeniu roztoczami. Dodając dodatkową objętość do ula, dosłownie zmuszamy pszczoły, aby podążały za swoim najsilniejszym instynktem. A tym jest posiadanie zapasów wypełniających w pełni górną część zajmowanego siedliska. Tak długo jak pszczoły nie wypełnią wystarczającej objętości ula, będą intensywnie zbierać nakrop – podobnie jak rójki. W międzyczasie odkładają na potem inne potrzebne zachowania takie jak czyszczenie siebie i gniazda (oryg: „grooming” i „washboarding” - przypis tłum.). Porażenie roztoczami, jakie ma miejsce przy takiej praktyce, które niegodne jest miana „chowu”, nigdy nie pojawiłoby się w warunkach naturalnych. Zauważyć też trzeba, że część z wychowanego czerwiu ma w zasadzie jedynie skompensować straty w rodzinie, jakie zostały poniesione tylko z powodu wykorzystania korpusów i ramek.

Badania nad stratami ciepła.
Pasieczysko przy moim domu, a na nim różne ule, które poddaję testom.
„Prawdziwa” rodzina pszczela jest w litej kłodzie z dębu, służy jako „ul kalibrujący” dla innych konstrukcji, które są wyposażone w sztuczne skomputeryzowane systemy grzewcze. Systemy te pozwalają mi na zbieranie danych dotyczących przenikania ciepła przez struktury i problematyczne punkty kondensacji, poprzez wykluczanie naturalnych zmiennych, które stworzyłyby pszczoły.

Ul „Bienenkiste” - ta konstrukcja charakteryzuje się najwyższymi stratami energii w porównaniu ze wszystkimi pozostałymi, nawet tymi, które mają większą kubaturę. Wielkie straty ciepła to miliony godzin pracy rodziny pszczelej. Zaziębiony czerw i pleśń to częsty widok w takich konstrukcjach. Zadziwiające jest to, że ul ten promowany jest jako „właściwy dla potrzeb gatunku” przez Melliferę, ogromną organizację Niemiecką i sprzedawany jest w sklepach DIY w taniej wersji ze sklejki.

Dwa zwykłe ule z cienkimi ściankami mają bardzo duże straty ciepła i względnie zimne rogi, w których może skraplać się woda i rozkwitać pleśń w czasie zimowli.


Kószka z górnym wylotkiem i „Drzewo Schiffera” w porównaniu z...

...dębową kłodą. Wszystkie te struktury mają niewielkie straty ciepła i mają tą samą temperaturę wewnątrz.

Siedlisko preferowane przez pszczoły, to dziupla w rozmiarze od 20 do 40 litrów. To objętość pojedynczego korpusu standardowego ula. Przy wykorzystaniu 4 korpusów osiągamy objętość 160 litrów, a czasem większą. Całą tą przestrzeń muszą wypełnić plastry, czerw i zapasy, podczas gdy traci ona ciepło w tym samym czasie. Osiągnięcie tego jest możliwe tylko poprzez odpowiednią gospodarkę polegającą na stymulowaniu wzrostu rodziny i zbierania miodu. W tym czasie jednak rodzina zaniedbuje inne zadania, istotne dla przetrwania, które można zaobserwować w siedliskach właściwych dla potrzeb gatunku.

Staje się to tym bardziej oczywiste, gdy przeprowadzimy odpowiednie obliczenia porównawcze przy wykorzystaniu założonych parametrów. Te obliczenia są przykładowe, a ich wyniki zależeć będą od bardzo wielu zmiennych. Ich celem jest udowodnienie, że pszczoły marnują miliony godzin pracy z powodu strat ciepła, podczas gdy rodziny żyjące w warunkach naturalnych wykorzystują ten czas do innych potrzebnych prac, które są kluczowe dla ich zdolności samodzielnego przetrwania.

Standardowy korpus po zimowli z typowymi śladami kondensacji w rogach.

Rodzina pszczela przegrała walkę z nieprzyjaznym, zapleśniałym środowiskiem. Ślady kału dowodzą, że u pszczół rozwijała się infekcja.

Średnio rodzina pszczela w ulu Zandlera potrzebuje około 300 kg miodu (600 kg nektaru) tylko na własne potrzeby [źródło: The Buzz about Bees: Biology of a Superorganism, Jürgen Tautz 2009 https://schleswig-holstein.nabu.de/tiere-und-pflanzen/insekten/wespen/19172.html]. Ta niewiarygodna ilość miodu potrzebna jest do utrzymania temperatury czerwiu, budowy plastrów, przerabiania nektaru poprzez odparowanie (podgrzewanie i wentylacja) itd. Około 20 kilogramów potrzebne jest do przetrwania zimy. Dlatego też zbieranie i przerabianie nektaru zabiera główną część całego czasu pracy rodziny pszczelej. 100.000 – 200.000 krótkowiecznych zbieraczek (przez cały sezon) jest potrzebnych aby sprostać temu zadaniu. To wymaga wychowania olbrzymich ilości czerwiu i daje efekt uboczny w postaci olbrzymiego stopnia porażenia dręczem pszczelim w rodzinie.

Gdyby liczyć sam czas pracy zbieraczek potrzebny, do zgromadzenia takiej ilości nektaru, daje to co najmniej 20 milionów godzin (w zależności od różnych przyjętych założeń i parametrów – wykluczając przy tym czas potrzebny na wyprodukowanie miodu odbieranego przez pszczelarzy).

W dziupli natomiast potrzebny jest tylko ułamek tej energii. Rodzina pszczela w ukierunkowanym na naturę lub właściwym dla potrzeb gatunku siedlisku zbiera jedynie około jedną dziesiątą wspominanej ilości nektaru. Oznacza to, że przez cały rok pszczoły potrzebują około 30 – 50 kilogramów miodu, wliczając w to 2 kilogramy potrzebne na sześć miesięcy zimowli. W efekcie zbieraczki z rodziny zajmującej siedlisko zbliżone do naturalnego, latają w ciągu roku o 18,3 – 19 milionów godzin mniej niż rodzina w ulu korpusowym (dane wyliczone w oparciu o te same przyjęte parametry). Biorąc pod uwagę, że taka rodzina średnio zajmuje objętość czterokrotnie mniejszą niż rodzina pszczela w pasiece, to i tak liczba godzin lotów byłaby mniejsza o 4,5 miliona godzin niż w rodzinie zajmującej tą samą kubaturę ula korpusowego. To cena jaką pszczoły płacą za to, że trzymamy je w ulach nieodpowiadających potrzebom gatunku.

Śmierć pszczół w czasie zimowli – luty 2019 roku.
Po lewej: około 150 martwych pszczół przed kłodą dębową,
w środku: podobnie tylko nieliczne pszczoły umarły w słomianej kószce,
po prawej: w standardowym ulu wystąpiły znaczące straty pszczół.
Rozmiar rodziny był podobny do tej w pniu dębowym.

Straty ciepła w nowoczesnym ulu powodują mnóstwo skutków ubocznych. Jednym z nich jest śmiertelność rodzin na przedwiośniu, podczas wychowu pierwszego czerwiu. Pszczoły wówczas nie są w stanie poradzić sobie z nawrotem zimnej aury. Innymi negatywnymi skutkami nowoczesnego pszczelarstwa są między innymi: zaziębiony czerw; śmierć głodowa w okresach dziur pożytkowych w środku lata; rabunki słabszych rodzin; ogromne porażenie roztoczami – zwłaszcza gdy zapobiega się wyjściom rojów; rugowanie naturalnych zachowań, takich jak grooming; rozwój pleśni na plastrach; infekcje spowodowane sporami pleśni i zwiększone straty zimowe. Nie możemy zapomnieć też o negatywnym wpływie nowoczesnego pszczelarstwa uprawianego na skalę masową, na inne gatunki, takie jak pszczoły samotnice.

W ciągu jednego roku przeciętna rodzina pszczela, mieszkająca w nowoczesnym ulu, zużywa więc pół tony nektaru więcej niż ta, żyjąca w naturze. Wiele gatunków pszczół samotnic jest dziś zagrożonych wyginięciem lub nadmiernym zmniejszeniem populacji właśnie tam, gdzie ustawiamy masowo nasze ule, nieprzystosowane do potrzeb pszczół. Dzieje się tak z powodu znacząco zwiększonej konkurencji pokarmowej. Znaczące przyspieszenie metabolizmu pszczół z powodu strat ciepła, zbiera więc swoje żniwo. Zjawisko to odzwierciedla się też w zwiększaniu strat zimowych. Dosłownie „palimy” życiem pszczół, aby zrównoważyć straty ciepła w niewłaściwych siedliskach. Dodatkowo, każdy trawiony przez pszczoły kilogram cukru, doprowadza do wydzielenia 0,7 kilograma wody, która skrapla się w rogach, sprzyjając rozwojowi pleśni. Ona z kolei zajmuje plastry i infekuje pszczoły doprowadzając do upadku wiele rodzin w czasie zimowli.

Skutek porażenia pszczół pleśnią

poddana sekcji pszczoła z ula w typie „Bienenkiste”: wnętrzności są szarawe i mocno porażone zarodnikami pleśni.

Test wymazowy. Zadziwiające, że wszystkie z 20 pszczół, które były poddane sekcji miały infekcję.

Skutek porażenia pszczół pleśnią

poddana sekcji pszczoła z dziupli w kłodzie. Jelita mają kolory świadczące o dobrym zdrowiu.

Test wymazowy nie wykazał żadnej infekcji.

Zupełnie dodatkowym czynnikiem w tym temacie są powodowane selekcją zmiany genetyczne pszczół. Zdajemy się tkwić w zupełnej ignorancji faktu, że wraz ze wzmacnianiem w toku hodowli każdej pożądanej przez nas cechy, tracimy coś w innym miejscu. Uderzające jest to, że wszystkie cechy, które definiują „dobrą pszczołę”, według kryteriów nowoczesnego pszczelarstwa, zmniejszają zdolności do samodzielnego przetrwania całego gatunku. Co więcej, zasady nowoczesnego pszczelarstwa zupełnie wyeliminowały selekcję naturalną, jedyną siłę, która, zgodnie z zasadą „przetrwania najlepiej przystosowanych”, jest zdolna kształtować zdolne do przeżycia pszczoły.

Ucząc się od pszczół

Biorąc pod uwagę całą naszą wiedzę, powinniśmy szczególniej zwrócić uwagę na te zasady, które pozwalają pszczołom przetrwać bez jakiejkolwiek ingerencji ze strony człowieka. Bo one mogą przetrwać, co jest oczywiste, choć zaprzeczają temu wciąż wszystkie organizacje, które kształtują dziś zasady nowoczesnego pszczelarstwa. Najlepszego dowodu dostarczają dziko żyjące rodziny, występujące w Wielkiej Brytanii i innych krajach. Mimo że wielu naukowców i pszczelarskich instytutów (w Niemczech) twierdzi, że są one skazane na śmierć, te pszczoły w wielu regionach świata buntują się przeciw tak określonemu przeznaczeniu. Stało się dla mnie jasne, że większość naukowców i instytutów badawczych (Thomas Seeley jest tu chwalebnym wyjątkiem) straciło zdolność do myślenia nieszablonowego, jako że praktycznie wszystkie badania naukowe prowadzone są na pszczołach wtłoczonych w szablony ula korpusowego, czyli w całkowicie nienaturalnych dla nich warunkach. To jest zupełnie tak samo, jakby prowadzić badania nad „naturalnymi” zachowaniami zwierząt trzymanych w ogrodach zoologicznych, albo na farmach produkcyjnych. Nie ma najmniejszych szans na powodzenie próba dowiedzenia się czegoś o naturalnym cyklu życiowym rodziny pszczelej, która jest poszatkowana ramkami i mieszka w ulu obsługiwanym przez pszczelarza. Jeżeli naprawdę chcemy dowiedzieć się czegoś o pszczołach, musimy monitorować ich zachowania w naturalnych warunkach, gdy nie ingerujemy w ich naturalny cykl życiowy, a najlepiej, gdy zamieszkują idealne dla siebie siedlisko: dziuplę. Dziś jedno pozostaje dla mnie jasne: pszczoły ujawnią swoje naturalne zachowania i predyspozycje wynikające z ich genetycznego potencjału, tylko wtedy, gdy pozwolimy im żyć w warunkach siedliska właściwego dla potrzeb gatunku.

Parametry obliczeń

Każda robotnica może zmieścić około 40 miligramów nektaru w wolu, ale jest on wykorzystywany także do zapewnienia energii podczas lotu. Przy założeniu, że pszczoła doleci do ula z 30 mg nektaru, potrzeba około 10 milionów lotów, aby przynieść 300 kg nektaru. Przy założeniu, że co najmniej połowę z tego stanowi woda, która następnie zostaje odparowana, pszczoły musiałyby przynieść 600 kg nektaru, aby wyprodukować 300 kg miodu. To średnio wymaga 20 milionów lotów. Gdy założymy (w dolnych granicach), że każdy taki lot zajmuje godzinę, pszczoły potrzebują wykonać 20 milionów godzin lotów rocznie, aby zapewnić odpowiednią temperaturę wychowu czerwiu i swoje przetrwanie.

(Wyliczenie to pomija czas pracy, który potrzebny jest na przerobienie nektaru w miód, a także zgromadzenie tej części, którą odbiera pszczelarz).

Torben Schiffer

przełożył Bartłomiej Maleta



Komentarz tłumacza

Obecnie przedstawiamy Ci Czytelniku część pierwszą... z części pierwszej tekstu autorstwa Torbena Schiffera, który ukazał się w dwunastym numerze kwartalnika „Natural Bee Husbandary”. Z uwagi na rozległość opracowania zdecydowaliśmy się podzielić go na dwie połowy i już wkrótce opublikujemy kolejną. Części drugiej całości (która ukazała się w trzynastym numerze „NBH”) na razie nie planujemy tłumaczyć – ale kto wie, być może kiedyś i ona pojawi się na stronie Bractwa.

Torben Schiffer zajmuje się badaniem porównawczym pszczół funkcjonujących w ich naturalnych siedliskach oraz w sztucznych w postaci uli. Ja sam, odkąd zetknąłem się z pomysłami Torbena, zastanawiam się jak można wprowadzić je do gospodarki pasiecznej. Dylematy dotyczą tego jak wytworzyć siedlisko, które będzie najbardziej zbliżone do naturalnego, ale pozwoli przy tym na produkcję miodu i po prostu cieszenie się z takiego pszczelarstwa jakie uprawialiśmy do dzisiaj. A nie jest to łatwe. Sam Torben ma z tym pewien kłopot. Okazuje się bowiem, że w zasadzie każda konstrukcja, która umożliwia zaglądanie do pszczelego gniazda, ma swoje wady – nawet otwór w barciach będzie wpływał na zaburzenie mikroklimatu siedliska i „rozcieńczenie” jego sterylnej i antybiotycznej atmosfery. Choć są ule lepsze i gorsze, to w zasadzie wszystkie odkrycia Torbena sprowadzają nas do nierozbieralnych konstrukcji. Przyznać jednak trzeba, że kószki okazują się wyjątkowo dobrym siedliskiem, bardzo zbliżonym do naturalnych dziupli. Może to powinien być kierunek pszczelarstwa naturalnego ukierunkowanego na dobro pszczół?

Torben mówi, że często spotyka się z niezrozumieniem. Wielu pszczelarzy twierdzi, że „atakuje” on pszczelarstwo czy ludzi uprawiających ten zawód. Z takimi zarzutami spotykamy się i my. On za każdym razem stara się prostować i tłumaczyć, że wcale nie ma zamiaru nikogo stygmatyzować czy wytykać palcami. Chce po prostu, żeby pszczelarze zrozumieli jaki mają długofalowy wpływ na pszczoły i w miarę możliwości starali mu się przeciwdziałać. Z jednej strony poprzez poprawę warunków w jakich trzymane są owady w pasiekach, a z drugiej strony poprzez wspieranie wytworzenia się samodzielnej i dzikiej populacji. Można to osiągnąć choćby tworząc przyjazne pszczołom i niedoglądane siedliska. Jest wiele osób, którym zależy na pszczołach, ale niekoniecznie na ich produktach. Chcą mieć kontakt z pszczołami, ale nie zależy im na zabieraniu im miodu czy pyłku. Dla takich ludzi brak jest jednak pszczelarskiej alternatywy. Nikt pszczelarzy w tym zakresie nie szkoli i nawet nie informuje o takich możliwościach. Co więcej, jeżeli wstawią do ogródka zwykły ul, ale nie mają zamiaru go doglądać, często traktowani są przez środowisko pszczelarskie jako roznosiciele chorób czy osoby, które zaniedbują zwierzęta. Dodatkowo ule, które mogą wykorzystywać, jak się okazuje, są doskonałe do produkcji miodu, ale niekoniecznie są dobrym siedliskiem dla pszczół – czego dowodzą badania Schiffera. Torben, jako jeden z wielu już dzisiaj, próbuje więc stworzyć alternatywę nie tyle dla pszczelarzy, ale przede wszystkim dla miłośników pszczół, nawet jeżeli ci pszczelarzami wcale być nie chcą. Chce pokazać, że można zrobić coś dobrego dla owadów i całego środowiska naturalnego, choćby poprzez wystawienie przyjaznego pszczołom siedliska do własnego ogródka. Kto chce może kupić od niego „Drzewo Schiffera”, a kto nie chce wydawać pieniędzy, ten może posłużyć się jego wskazówkami i samodzielnie zbudować przyjazny ul. Im więcej dookoła będzie żyło rodzin bez ingerencji pszczelarzy, tym bardziej pozytywny i większy będzie długofalowy wpływ na całą pulę genetyczną pszczół.

Pomysły Torbena wpisują się więc trochę w koncepcję (jak przetłumaczyłem tą nazwę...) „pszczelarstwa wielotorowego” („diversified beekeeping”), a więc idei proponowanej przez Stowarzyszenie „Free The Bees” ze Szwajcarii – o której to koncepcji pokrótce pisałem w tekście o konferencji „Ucząc się od Pszczół” (http://bractwopszczele.pl/art/art4_4.html). Według tego pomysłu każdy, prowadząc zwykłą pasiekę produkcyjną, mógłby w jej części stosować zasady długofalowo przyjazne pszczołom. W tym drugim aspekcie zdecydowanie można kierować się wiedzą przedstawianą przez Torbena Schiffera czy prof. Thomasa Seeleya. Do takich pomysłów zresztą sami gorąco zachęcamy!

Bartłomiej Maleta

część 2